Co ciekawe, branża mięsna nie jest osamotniona

Co ciekawe, branża mięsna nie jest osamotniona

Nie są Robertem Parkerem, ale sami Jets opisują to jako "pełne dojrzałych aromatów czerwonych i czarnych owoców oraz wyraźnych, ale dobrze zintegrowanych tanin."

Oto, co jest niesprawiedliwe. Jednym z czołowych winiarzy w lidze jest obrońca Green Bay Packers Charles Woodson, który poważnie podchodził do wina, grając w Oakland Raiders niedaleko Napa Valley. Woodson założył własną wytwórnię TwentyFour (numer jego koszulki) kilka lat temu – i natychmiast otrzymał cytat z NFL, który poinformował go, że nie wolno mu go promować. Pomimo faktu, że każdy zawodowy mecz piłki nożnej jest obwieszony reklamami piwa – a jeśli zdarzy ci się być na meczu Jets, także wstrętnymi pijakami – komisarz Roger Goodell pobożnie zabronił graczom popierania napojów alkoholowych.

Jak na ligę nękaną nielegalnymi walkami psów, uporczywymi strzelaninami w klubach ze striptizem i przemocą domową, wydaje mi się to absurdalne i całkowicie błędne. Produkcja wina nadałaby bardzo potrzebną klasę i wyrafinowanie sportowi, którego jest bardzo mało. (Nikt nie został postrzelony na obiedzie Vermeila.) Dopóki Goodell się nie zorientuje, wszyscy możemy wspierać Woodsona, kupując jego wino tutaj. Podobno jego Cabernet Stags Leap District jest szczególnie dobry.

Chuck Kennedy/Biały Dom

Odbyło się mnóstwo tam i z powrotem "zmiana szkolnego jedzenia" ostatnio, ale zauważam ogromny wzrost, odkąd Michelle Obama i Sam Kass rozszerzyli swoją strategię dotyczącą otyłości w dzieciństwie o szefów kuchni przenoszących się do szkół ( "Kucharze przenoszą się do szkół" program). Kilka tygodni temu, pod przewodnictwem Pierwszej Damy, Sam i jego kompetentni pracownicy kuchni Białego Domu pracowali intensywnie, https://produktopinie.top/ aby gościć w Białym Domu ponad 800 kucharzy, aby zebrać się wokół tego, co stało się jednym z najgorętszych tematów tej dekady – szkolnego jedzenia. To był niezły widok: białe płaszcze rozrzucone na South Lawn w Białym Domu w takiej liczbie, że nie mieściły się na jednej fotografii.

Byłem jednym z tych szefów kuchni i muszę przyznać, że oprócz zastanawiania się, kto u licha gotował tej nocy dla reszty Ameryki, byłem przybity, widząc tak wielu szefów kuchni w jednym miejscu i czasie. I nie tylko tak wielu szefów kuchni, ale tak wielu szefów kuchni z tak wielu różnych segmentów amerykańskiej gastronomii. Często zdarza się, że tak głośne wydarzenia przyciągają wielkie nazwiska z ekskluzywnej grupy Ameryki "najlepsi kucharze." Wiele z tych kulinarnych potęg z pewnością tam było. Ale dosłowne ujrzenie garstki celebrytów kulinarnych, przyćmionej przez setki szefów kuchni o znacznie skromniejszym statusie, było dość potężną rzeczą do zobaczenia. Ten przykład profesjonalnej różnorodności był dla Białego Domu uderzającą i imponującą rzeczą.

Podatnicy byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się, że wszystkie koszty podróży i zakwaterowania związane z wydarzeniem były ponoszone przez każdego szefa kuchni z osobna – tym bardziej, że większość obecnych kucharzy nie była na poziomie dochodu, jaki osiąga wielu z ich bardziej znanych. współcześni. Dla tej grupy kucharzy — kucharzy stołówek w szkołach wyższych i szkołach podstawowych, kierowników kuchni gastronomicznych, instruktorów gotowania itd. — pielgrzymka w celu wsparcia sprawy, w którą wierzą, nie była łatwym i niedrogim zadaniem. Myślę, że pokazuje to poziom głębokiego osobistego zaangażowania tej niedocenianej grupy – zaangażowania, którego nie często widać w zorganizowanym i bardziej publicznie celebrowanym świecie sławnych szefów kuchni.

Wielkie osobistości, takie jak Jose Andrés, Tom Colicchio, Cat Cora i Rachael Ray, są oczywiście również wyraźnie zaangażowane w swoje sprawy. Ale mniej znani kucharze mogą być tymi, którzy zmieniają świat kulinarny, jaki znamy. Są to dziewczyny i chłopaki, którzy zajmują się codzienną rzeczywistością naszego obecnego systemu żywieniowego i nie korzystają z luksusu dużych sponsorów lub przeciętnego czeku na jedzenie w restauracji za 80 USD, aby pomóc opłacić zespoły reklamowe i lodówki pełne lokalnie uprawianych żywność. Kiedy ci ludzie to robią, jest to bardziej coś w rodzaju taśmy klejącej MacGyvera i spinacza do papieru. To nie są kucharze, którzy stoją w świetle reflektorów, podpisując rzeczy dla długich linii poszukujących autografów. To oni po prostu robią to, wielokrotnie wbrew temu, co wielu ekskluzywnych szefów kuchni uważa za przeszkody nie do pokonania. A kiedy wracają do domu – lub często najpierw do innej pracy, a potem do domu – stają przed tymi samymi wyzwaniami, że mogą sobie pozwolić na wyżywienie własnej rodziny.

Jeśli ruch nabierze rozpędu, który ma wspierać Chefs Move to Schools, ci kucharze staną się prawdziwymi bohaterami w szkolnym ruchu kulinarnym. Mam dla nich nadzieję, że organizacje i media zaczną rozważać potrzebę rozpoznania tych niedocenianych bohaterów i bohaterek poprzez nagrody, historie, relacje w mediach i tym podobne.

Miałem szczęście znaleźć się we właściwym miejscu we właściwym czasie, zwróciłem uwagę mediów i zdobyłem kilka nagród. Uznanie i nagrody naprawdę pozytywnie zmieniły moje życie, a właśnie to mają sprawić nagrody. Ale co z tymi, którzy osiągają wspaniałe rzeczy prawie bez środków? A co z kucharzem ze stołówki w Dubuque w stanie Iowa, który pracował z wykałaczkami i igłami do robienia na drutach, aby kilkaset dzieci było zdrowszych? Czy nie byłoby wspaniale, gdyby taka kulinarna bohaterka lub bohaterka przeszła po czerwonym dywanie i przyniosła do domu zasłużony medal?

Hej. Może moglibyśmy nazwać to nagrodą MacGyver Foodie…

senc01a/flickr

Najnowsza historia była świadkiem ekscytującego upolitycznienia mięsa. Wiele ostatnich książek i artykułów (nie wspominając o ożywionych wymianach w Atlantyckim Kanale Żywnościowym) podniosło profil produkcji mięsa do głównego nurtu ochrony środowiska, naświetlając zagrożenia, jakie stanowi mięso przemysłowe — które stanowi 99 procent spożywanego przez nas mięsa — nasza gleba, powietrze i woda. Etyczne wymiary jedzenia mięsa również zaczęły znacząco wkraczać do świadomości społecznej. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, codzienni jedzący mięso rozważają moralne implikacje hodowli miliardów zwierząt na żywność, bez której nasze ciała mogą się łatwo obejść. ("nie musimy tego jeść," Dr Amy Lanou, starszy naukowiec ds. żywienia z Komitetu Lekarzy ds. Odpowiedzialnej Medycyny, mówi o mięsie.)

Reakcje na te obawy są różne. Niektórzy rzucili się na margines – jedna ekstremalna kohorta została weganinem lub wegetarianką, podczas gdy bardziej defensywna grupa (głównie ludzie zajmujący się produkcją mięsa) okopała się wokół niepokojącego uzasadnienia, że ​​jedzenie mięsa jest czynem bez winy, ponieważ ludzie zawsze zrobił to (jak gdyby historia miała zracjonalizować współczesne zachowanie!). Cicha większość znalazła się między skrajnościami, ważąc przeważające argumenty i, w takim czy innym stopniu, podchodząc do lady z mięsem z nieco większą pokorą, jeśli nie dawką mięsożernego agnostycyzmu. Bez względu na nasze stanowisko w sprawie mięsa są spore szanse, że przynajmniej słuchamy, myślimy, a może nawet planujemy zmianę diety lub dwie.

Ten produkt, który, jak obiecują zwolennicy, będzie miał smak porównywalny do konwencjonalnego mięsa, ma ogromny potencjał, by stawić czoła obawom środowiskowym i etycznym, które niepokoją tak wielu agnostycznych mięsożerców.

Ale jedną z kwestii, na którą zaniepokojeni konsumenci zwykle zwracają uwagę, jest: "mięso in vitro." Chociaż koszty są obecnie zaporowe, technologia jest powszechnie dostępna do produkcji mięsa z hodowanych komórek zwierząt, a nie z samych zwierząt. Nazywane również "hodowane mięso" lub "mięso syntetyczne," ten produkt, który, jak obiecują zwolennicy, będzie miał smak porównywalny z konwencjonalnym mięsem, ma ogromny potencjał, by stawić czoła obawom środowiskowym i etycznym, które niepokoją tak wielu agnostycznych mięsożerców. Przemawiając w imieniu Humane Society of the United States, Paul Shapiro, starszy dyrektor grupy Factory Farming Campaign, wyjaśnił w e-mailu, że "Mięso in vitro może zapobiec ogromnemu cierpieniu."

Każdy, komu zależy na zwierzętach i środowisku, musi przyjąć do wiadomości punkt Shapiro. O ile hodowane mięso zapobiegłoby potrzebie hodowli mięsa do spożycia przez ludzi, byłoby to prawdopodobnie najbardziej decydujące osiągnięcie w ciągu 10 000 lat hodowli. Przemysł, który obecnie generuje znaczne ilości gazów cieplarnianych (6 do 9 procent całkowitej ilości w USA, 18 do 51 procent na całym świecie), zanieczyszcza już zagrożone zasoby wody, zużywa miliony akrów kukurydzy i soi (i oczywiście pestycydów i nawozów potrzebnych do uprawiać je), wykorzystuje zdecydowaną większość wytwarzanych antybiotyków, powoduje ogromne wylesianie i niszczy strefy nadbrzeżne na całym świecie, może zostać zastąpiony przez przemysł o stosunkowo minimalnym wpływie na środowisko, zerowej zależności od chemikaliów rolniczych lub gruntów, a co najważniejsze, nie musimy zabić jedno zwierzę w dążeniu do zaspokojenia naszego nienasyconego zapotrzebowania na mięso. Ani jednej bestii. To brzmi zbyt dobrze, aby mogło być prawdziwe.

O ile oczywiście nie masz w tym interesu. Agrobiznes raczej nie chce widzieć, jak mięso przenosi się z pastwiska do laboratorium, i nie jest zaskoczeniem, że National Cattleman’s Association potraktowało pomysł mięsa in vitro z całą finezją poganiacza bydła. Co ciekawe, przemysł mięsny nie jest sam. W jednym z dziwniejszych przypadków śmiertelnych wrogów budzących się jako przytulni towarzysze, zwolennicy zrównoważonego rolnictwa wydają się zgadzać z agrobiznesem, że mięso in vitro powinno być trzymane z dala od ekranu radaru naszej kulinarnej przyszłości. Ich powody są odkrywcze. I niepokojące.

Kate McMahon, reprezentująca Friends of the Earth, skarżyła się CNN, że "W czasach, gdy setki małych, zrównoważonych gospodarstw rolnych każdego dnia ogłaszają upadłość, nieetyczne jest rozważanie zakupu mięsa na szalkach Petriego." Nieetyczne! Slow Food USA jest sceptyczny z powodów, które nie dają się łatwo podsumować, ale oto stanowisko prezydenta Josha Viertela "miąższ z probówki": "Problemy z okrucieństwem wobec zwierząt rodzą się z tej przepaści [pomiędzy producentem a konsumentem]. Widzę [mięsień z probówki] jako rozwiązanie, które po prostu zwiększa tę lukę… Jest to technologia, która po prostu da więcej firmom i stworzy większy dystans między nami."

Szczerze mówiąc, te odpowiedzi nie dają mi spokoju. Zarówno McMahon, jak i Viertel zdają się zapominać, że integralnym aspektem okrucieństwa wobec zwierząt jest nie tylko traktowanie zwierzęcia za życia, ale także niewygodna prawda, że…bez względu na to, jak są wychowywane— zwierzęta, które zjadamy, w końcu umierają gwałtowną śmiercią, taką, którą są wystarczająco inteligentne, by je przewidzieć, na tyle czujące, by przez to cierpieć, i, gdyby dano im możliwość, na tyle mądrą, by tego uniknąć. Na pewnym (filozoficznym?) poziomie człowieczeństwo leczenia jest zagrożone w momencie, gdy spada śmiertelny cios – jest to z pewnością "jeden z problemów związanych z okrucieństwem wobec zwierząt." Właściwie, ośmielimy się zinterpretować ten makabryczny moment jako przedostatni wobec czegokolwiek innego, rozważmy reakcję człowieka tak zimnego i twardego jak Anthony Bourdain, który będąc świadkiem uboju sześciomiesięcznej, ręcznie karmionej świni, zostawiłem tę niezapomnianą odpowiedź w Poufna kuchnia:

Jak na faceta, który spędził dwadzieścia osiem lat obsługując martwe zwierzęta i szydząc z wegetarian, miałem niestosowne kłopoty z dostaniem się do programu. Musiałem to wyssać. . . Potrzeba było czterech silnych mężczyzn, ekspertów w tego rodzaju rzeczach, aby powstrzymać świnię, a następnie przeciągnąć ją i postawić na boku… Z ciężarem dwóch mężczyzn przyszpilających go do ziemi, a drugi trzymający za tylne nogi, główny mężczyzna z nożem, chwytając go za głowę, pochylił się i wbił nóż całkowicie w klatkę piersiową bestii, tuż nad sercem. Świnia oszalała. Krzyk penetrował plomby w moich zębach… Z niesamowitym deszczem świeżej krwi świnia walczyła potężnie… W końcu udało im się wsadzić biedną bestię z powrotem na wóz, facet z wąsami odwrócił ostrze i dalej jak tłok do toalety …

Każdy, kto choć trochę widział coś takiego, intuicyjnie rozumie prawdę: świnia nie idzie łagodnie z bardzo podstawowego powodu, że świnia nie chce iść.

Fakt, że trudna rzeczywistość śmierci miliardów stworzeń nie od razu przytłacza obawy o opłacalność ekonomiczną kilkuset małych gospodarstw (punkt McMahona), a tym bardziej emocjonalny dystans dzielący uprzywilejowanych konsumentów od ich lokalnych rolników (Viertel), sugeruje, że Przyjaciele Ziemi i Slow Food są tak samo oderwani od rzeczywistości rolnictwa jak wszyscy inni. Wbrew pozorom, jesteśmy świadkami sprzeciwu ruchu zrównoważonej żywności wobec mięsa in vitro nie tyle wypaczonym rachunkiem moralnym – wiem z pierwszej ręki, że Viertel jest zbyt rozważny i inteligentny, by popełnić taką wadę – ale raczej coś o wiele bardziej prozaicznego: ochrona świętej murawy.

Komentarze Viertela i McMahona krążyły wokół mnie – właściwie dręczyły mnie – przez kilka dni po tym, jak je przeczytałem. Ale wtedy zdałem sobie sprawę z czegoś: polityka mięsa jest polityką własnego interesu – bez względu na to, po której stronie debaty się toczy – i, jak zawsze, interes wszystkich jest zaciekle chroniony, z wyjątkiem zwierząt. Tak jak kukurydza i soja są chlebem powszednim Big Ag, uporczywość małych, tradycyjnie skonceptualizowanych gospodarstw praktykujących honorowane przez czas techniki rolnicze jest sine qua non zrównoważonego ruchu żywnościowego. Bez tych małych rodzinnych gospodarstw i bez humanitarnej hodowli zwierząt na rzeź teren ruchu skurczyłby się. Wiedza, że ​​nauka i technologia mogą mieć potencjał do fundamentalnego przedefiniowania (i ulepszenia) samej tradycji rolniczej, którą tak wiele organizacji ma chronić, jest wiedzą, której nie możemy oczekiwać, że zainteresowane strony ocenią ją w uczciwy sposób. Domyślam się, że prawdopodobnie ich to przeraża.

I trochę czuję ich ból. Ale jednak: funt mięsa ofiarowany przez niewielką kadrę zrównoważonych hodowli zwierząt byłby niezmierzonym zyskiem dla miliardów, które nie są w stanie wyrazić swojego stanowiska w sprawie własnej śmierci. W każdym razie wiem, jak mój widelec by głosował.

Sarah Elton

Dawno temu, zanim pojawiły się Perrier i San Pellegrino oraz dwulitrowe butelki wody gazowanej, był seltzer. Był sprzedawany w szklanych butelkach ręcznie napełnianych w Twojej okolicy i zawierał specjalny zawór, syfon, zaprojektowany tak, aby utrzymać wszystkie bąbelki w środku, maksymalizując w ten sposób mus. Aby podać wodę sodową, nacisnąłeś spust syfonu. W wielu domach w Ameryce Północnej w ostatnim stuleciu ta gazowana woda była ulubionym napojem. A gdzie był seltzer, tam byli seltzerowie. Filtrowali wodę miejską, wstrzykiwali do niej dwutlenek węgla i napełniali butelki przy skrzynkach, a następnie dostarczali je pod Twoje drzwi. Seltzer był kiedyś tak powszechny, szczególnie na terenach żydowskich, że nazywano go żydowskim szampanem.

Od tego czasu seltzer prawie zniknął z kulturowego leksykonu – prawie. Garstka seltzerów kontynuuje handel w Nowym Jorku, Pittsburghu i San Francisco, aw Toronto, gdzie mieszkam, ostatni seltzer w Kanadzie kontynuuje tradycję. To 37-letni Frank Samel z Magda Soda Water, były mistrz świata w pływaniu i trener pływania.


Notice: Trying to access array offset on value of type bool in /home/thanhcong/domains/bottretthanhcong.com/public_html/wp-content/themes/copavn/inc/shortcodes/share_follow.php on line 41